3 dni z majowego weekendu spedzone w Szczawnicy:... wycieczka z totalnie skrajnymi uczuciami - super, bo: gory, ladna pogoda (a sie zapowiadalo, ze bedzie lal deszcz) i zapomnienie o uczelni, egzaminach, problemach.... niedobrze, bo: byly prawie same pary, czulam sie cholernie samotna tam, gdzie wszyscy chodzili w parach, trzymali sie za rece, calowali przy mnie....drugiej nocy nie wytrzymalam wzielam flaszke i wyszlam na korytarz sie spic.... bo co innego mozna zrobic, gdy w radio leci wolna muzyka, wszyscy tanca objeci a ja siedze na lozku i udaje, ze wcale sie nie przejmuje...
moje postanowienie:....nigdy wiecej w takim skladzie na wycieczke...albo jedziemy grupa, bez drugich polowek, albo ja jade tez z facetem (ktorego nadal brak)....
wczoraj: wypad ze znajomymi na Kazimierz na piwko.... tym razem wszyscy przyszli bez polowek...i..od razu bylo lepiej...troszke poprawilo mi to humor....
jutro:.... mam zamiar upiec ciasto z rabarbarem... mniam...kocham rabarbar.... poza tym musze sie zmusic do napisania tej cholernej pracy...musze!!!
bilety do Londynu na czerwiec kupione.... lece totalnie w ciemno... mam nadzieje, ze jakos dam rade...
teraz: ide spac...padam z nog po tym tygodniu.....