chyba zaden inny artysta nie wzbudza we mnie tylu pozytywnych emocji, jak wlasnie louis armstrong...
pamietam jak kiedys pewnego listopadowego wieczoru siedzialam w pokoju i spojrzalam za okno, a tam spadaly z nieba ogromne platki sniegu przykrywajac bialym puchem wszystko do okola... juz zmierzchalo... a w tle wlasnie lecialo what a wonderful world... i chociaz to bylo juz kilka lat temu, do dzisiaj na dzwiek tej piosenki staje mi przed oczyma tamten obraz...
hmm... wlasnie piosenki armstronga mozna okreslic jako cieple i idealnie nadajace sie na zimowe wieczory... do nich oczywiscie obowiazkowo kubek grzanego, pachacego gozdzikami i cynamonem wina....