back
wrocilam... dzisiaj o 10 wyladowalam na lotnisku w Krakowie.... wyjezdzajac wieczorem z Liverpool Street mialam dola, ze musze opuszczac to miasto... bo jednak prawda jest taka, ze czlowiek do wszystkiego sie przyzwyczaja... nawet do takiego Londynu, ktory z kazdym kolejnym dniem mojego pobytu coraz bardziej mi sie podobal...
ale w domu tez jest cudownie... pierwszy raz od 3 miesiecy zjadlam schabowego, jutro na sniadanie pierwszy raz od 3 miesiecy zjem prawdziwy Polski chleb, a nie tostowy made by Sainsbury's.... i.... znajomi... odzywaja sie...pamietaja, chca sie spotkac.... bardzo mnie to cieszy....:)
nie przywiozlam duzo pieniedzy, miesiac harowki pozwolil na oddanie dlugu zapozyczonego u rodzicow i na jakies drobne zakupy, ktore jutro mam zamiar zrobic... ale mimo wszystko stwierdzam, ze warto wyjezdzac, warto zwiedzac swiat, mozna sie wiele nauczyc, pooznac ciekawe miejsca i... zawsze pozostaja wspomnienia....
znikam do lozka, bo od 40 godzin nie zmruzylam oka i doslownie juz padam....
dobranoc