Kazdego roku pod koniec czerwca robie takie krotkie podsumowanie... w tym roku napisze cos teraz, bo za kilka dni nie będę miala dostepu do neta...a tradycji musi stac się zadosc:)
Mysle, ze ogolnie rok akademicki należy uznac za udany....pierwsza radosc, ze udalo mi się wywalczyc mój kochany akademik, a to oznaczalo, mieszkanie przez rok blisko B:) może jakos troche mniej było w tym roku wypadow na imprezy...nie wiem czy to wynikalo z beznadziejnie ulozonego planu zajec, czy może z dodatkowego hiszpanskiego... ale na pewno nie zaluje, ze się zapisalam na ten hiszpanski... w koncu cos się nauczylam, poznalam swietnych ludzi, mialam fajna lektorke...jednym slowem – to były jedyne zajecia na jakie tak naprawde chodzilam z przyjemnoscia...
W drugim semestrze, dostalam mojego upragnionego M.D. a konkretnie cwiczenia z nim... to był obiekt westchnien za którym ogladalam się od roku i jak zobaczylam na planie zajec, ze to wlasnie z nim będę miala zajecia, zaczelam skakac z radosci... fakt, ciezko było...duzo się nastresowalam...ale chyba warto było, żeby moc przez te 1,5 godziny tygodniowo się w niego wpatrywac... i nadal uwazam, ze to jest idealny facet... ze względu na wszystko: na wyglad, charakter, kulture osobista, inteligencje... no po prostu Boski:)
Troche duzo w czasie tego roku dzialo sie miedzy mna a M... zaczelo się od dolujacej informacji, ze ma dziewczyne... potem coraz czestsze smsy, ze im się nie uklada, moje rady... pozniej jego krotki pobyt w krakowie, noc przelezana w jednym lozku i przegadana do 5 rano... wtedy jeszcze bardzo niewinna, bo skoro był zwiazany, skonczylo się na przytuleniu... i chyba musze przyznac, ze to była najpiekniejsza noc w tym roku:) 2 miesiace pozniej jego ponowny przyjazd do krakowa.. tym razem już cos wiecej... wciąż nie powiedzielismy sobie, ze jestesmy razem, ale tak to chyba wygladalo... i tak na razie zostaje... nie zobaczymy się przez kolejne 3 miesiace, wiec czas pokaze, czy cos z tego będzie...
Hmm... teraz o B... szczerze? Troche jestem rozczarowana, bo myslalam, ze w tym roku nasza znajomosc się rozwinie, ze może w koncu dojdzie do spotkania w cztery oczy... ale skonczylo się tylko na smsach... aczkolwiek mam wrazenie, ze zaczelismy pisac na bardziej powazne tematy, pomimo tego, ze jestem tylko jakas jego studentka, to wiem, ze mi ufa i nie traktuje mnie jak dziecka... wiec chyba powinnam być zadowolona;) rzadko go widywalam na uczelni... niby mielismy zajecia obok siebie, ale jakos tak wychodzilo, ze się rozmijalismy... troszke szkoda...
Hmm... co jeszcze... było duzo fajnych chwil, ale były tez i ciezkie chwile...kiedy brakowalo mi kogos kto by mnie wzial za reke, przytulil i po prostu powiedzial, ze wszystko będzie dobrze....
Ja? Chyba niewiele się zmienilam... nadal jestem mala, bojazliwa, rozpaczliwie szukajaca ciepla i opieki dziewczynka... a na zewnatrz? Chyba stalam się troche bardziej samodzielna, nauczylam się zalatwiac sprawy, nadal jestem ta usmiechnieta, chociaz ostatnio i bardziej rozszczekana dziewczyna.... ale w glebi...ja to ktos totalnie inny, ktos szukajacy bezpieczenstwa .... ale nie przyznaje się do tego...
Uczelnia? Egzaminy z poprzedniej sesji pchniete, w tej: to się dopiero okaze... poza tym sukces: dostanie się na elitarna specjalnosc, na elitarne seminarium... chociaz czy z ludzmi, którzy sa kujonami będzie milo? Nie wiem... okaze się od pazdziernika...
No i koniec... jutro się wyprowadzam... potem jeszcze powrot na jeden egzamin i za niecaly tydzien będę już w Anglii... pelna obaw, ale w pelni swiadoma, ze to była moja wlasna decyzja, żeby tam pojechac – wsiade do samolotu z nadzieja, ze będzie dobrze... bo musi byc:)
I chcialabym sobie zyczyc, aby za rok moja podsumowujaca notka była krotka i zawierala w sobie tylko jedno zdanie: jestem szczesliwa, bo mam przy sobie kogos, kto mnie kocha, w kogo ramiona mogę się zanurzyc i czuc bezpiecznie.... ale jak będzie... to już czas pokaze...
Napisze cos jeszcze przed wyjazdem do anglii..:)