Obudziły mnie rano krople deszczu stukające o parapet, potem błysk i grzmot… poleżałam w łóżku do 10 „odsypiając” wczorajszą imprezę… pomimo wypitych kilku whisky jakoś nie czuję się źle...
Od tygodnia jestem w Holandii na szkoleniach… dziś sobota, więc wolny dzień… miałam nadzieję, że pojadę gdzieś na rowerze, ale na razie szare niebo nie daje mi na to żadnej szansy… jestem tu dopiero tydzień, a już uwielbiam ten kraj… i to wcale nie legalne narkotyki, nie za liberalność… ale właśnie za krajobraz…za zielone równiny ciągnące się wszędzie, za te stare typowo holenderskie wiatraki, za ścieżki rowerowe, za czystość… po prostu pięknie J
Na dodatek miałam przyjemność przylecieć tu samolotem, a raczej dwoma, bo z przesiadką, więc mogłam dwa razy przeżyć ten moment kiedy samolot odrywa się od ziemi… dla mnie jest to uczucie nie do opisania, trzeba go przeżyć J
Szkolenie też niczego sobie, międzynarodowe towarzystwo sprawia, że coraz lepiej radzę sobie z angielskim, już nawet nie boję się odzywać na zajęciach, zadać jakieś pytanie… jednak przebywanie 24 godz. na dobę z obcokrajowcami daje o wiele więcej niż całoroczny kurs w szkole językowej… ludzie są bardzo fajni, ale mimo to i tak tutaj wyraźnie czuję samotność… po zajęciach wszyscy pędzą do connection center na Internet, żeby porozmawiać na skype ze swoimi drugimi połówkami, większość już jest zaręczona… tylko ja idę na Internet, żeby sprawdzić pocztę, przejrzeć nowe zdjęcia na naszej-klasie i… czasami zagadać do kogoś na gg…. To wszystko….i tak jak słyszę polaków rozmawiających obok, jak mówią, że tęsknią, że jak wrócą to pojadą gdzieś razem itp… a ja? Znając życie swój najbliższy wolny długi weekend spędzę zapewne w domu… po prostu zajebiście…
Przy dobrym humorze poza alkoholem utrzymuje mnie jeszcze darmowa sauna i basen… to miejsca, w których bywam codziennie… i to właśnie sauna napawa mnie pozytywną energią.. uwielbiam ten zapach, który tworzy się po dodaniu do wody kilku kropel olejku i polaniu nią pieca, uwielbiam to przytłumione światło, uwielbiam kolor drewna i biały hotelowy ręcznik, którym się owijam, gdy siedzę w saunie, uwielbiam to uczucie ciepła które mnie ogarnia, to tak jakby promienie słońca otaczały mnie ze wszystkich stron…i to wcale nie jest takie same uczucie jak na solarium…. Nie , nie…. Dziewczyny z reguły idąc na solarkę, mówią, że muszą trochę tyłek wygrzać… to ja do wygrzania polecam saunę… a na końcu uwielbiam wziąć prysznic i wmasować w siebie delikatne mleczko do ciała…
Zasłuchuję się w nowej płycie Shinedown… po porstu niesamowita… może to trochę inny typ niesamowitości, niż ten, który prezentuje M. Kydryński w sieście, ale wciąż niesamowitość… a może raczej Power, który napawa mnie dobrym humorem a nie melancholią ;)