vacaciones bonitos
to juz ostatnie tygodnie ostatnich wakacji... spedzam je tak jak robilam to za czasow szkoly sredniej.... wstaje kolo 10, przeciagam sie i jeszcze chwile leze w lozku patrzac jak promienie slonca wpadaja przez okno do pokoju, potem sniadanko, kawa, gazeta... gotuje obiadek, przy okazji cwiczac swoje umiejetnosci kulinarne i korzystajac z dostepnych na targu owocow i warzyw... popoludnia spedzam albo czytajac ksiazki, ogladac filmy, albo gdzies sie wloczac... wieczorami przesiaduje w knajpach, na osiedlowych czy tez parkowych lawkach i gadam ze znajomymi az do zapadniecia zmroku...
eh... po prostu wakacje jak marzenie, o niczym nie mysle, o nic sie nie martwie... szkoda, tylko, ze to juz ostatnie i ze za niedlugo zacznie sie sajgon...
musze pojechac do Krk porobic badania do pracy, a w sierpniu na szkolenia do Holandii... Boze czemu te wakacje nie moga trwac wiecznie???
JA NIE CHCE DO PRACY!!!
pojawil sie kolejny nachalny facet... wypisuje smsy, przychodzi po mnie, wyciaga na wieczorne spacery, nad wode... kiedy ja nie chce, bo wciaz kocham Kogos... ale jakos te tlumaczenia na niewiele sie zdaja...:/ no wlasnie i oto jedyny plus tego, ze pojde do pracy - nie bedzie mnie w moim miescie, wiec moze da mi spokoj ;p