there's something happen here
w poniedzialek ostatni dzien praktyk, dzis mialam rozmowe z szefem... zaproponowali mi prace i to jeszcze rzucajac calkiem niezla stawke... wiec teraz o czym myslec przez weekend, bo jak cos to do poniedzialku musze oddac podpisana umowe... z jednej strony praca ciekawa, wiele sie ucze i dobrze platna, z drugiej zas cholernie stresujaca i wykanczajaca psychicznie i fizycznie...
heh i pomyslec, ze jeszcze kilka miesiecy temu tak ostro sie zapieralam, ze nie zostane w tej pracy ani dnia dluzej... a teraz jak przyszlo co do czego, to zaczynam rozwazac taka mozliwosc... moze na pol roku, moze na rok...
chociaz cholera wie jak sie zycie potoczy... juz nawet ulozony mialam "plan na zycie"... ale ostatnimi czasy widze, ze wszystko sie zajebiscie sypie...
a najbardziej boje sie tego, ze jak dostane jeszcze jednego kopa w dupe, to zamkne sie w sobie i poswiece sie tylko i wylacznie pracy, zeby nie myslec o czyms innym... bo ona dziala jak narkotyk... rzucajac sie w jej wir, przeliczajac cyferki, biegajac z dokumentami nie mam czasu na myslenie... przez co nie zastanawiam sie a co jesli... i nie zalapuje dolow...
glupie myslenie, tak jak glupiutkie ze mnie dziecko... eh :/
weekend w domku... best kumpela ma urodzinki, wiec nie mozna jej nie wyciagnac starym zwyczajem do osiedlowej spelumy na browara ;) chociaz wolalabym byc teraz w innym miejscu... ale coz.. widocznie nie zawsze mozna byc tam gdzie by sie chcialo... :
ananas zajal centralne miejsce, ktore nalezalo dotychczas do komputera - czyli moj stolik akademikowy i czeka na skomsumowanie... na razie czeka, bo do tego potrzebuje przynajmniej 4 osob biorac pod uwage jego wielkosc... moze w niedziele...
swoja droga ladnie tak wyglada na moim stoliku i dodaje egzotyki. wiec szkoda bedzie tak po prostu rozkroic go na kawalki i pochlonac...
" Oh don't you worry
You'll find yourself
Follow your heart
And nothing else"