wracajac do domu po godzinie 20 zauwazylam, ze za oknem juz robi sie ciemno.... chodzac po galeryjnych sklepach widze coraz wiecej swetrow i plaszczy, a letnie bluzeczki juz mocno prebrane wisza przy samym wejscu z wielkim napisem - wyprzedaz... czyzby to juz naprawde jesien nadchodzila?
w koncu urlop... jutro na kilka dni w moje kochane Tatry... a potem czas na zalatwianie zaleglych spraw, wysypianie sie, poranne spokojne picie kawy z gazeta w reku... jednym slowem nic nie robienie... oj przyda sie i to bardzo, przed nadchodzacym ciezkim sezonem w pracy...
tym razem mam mocne postanowienie, zeby spelnic jedno ze swoich najwiekszych marzen... skoro moja ulubiona kapela postanowila sie reunite i znow powrocic na scene, to jak tylko przyjada na europejkie tourne to chocby sie walilo i palilo, to polece na ich koncert... nawet do londynu....bo jeszcze pol roku temu, pomyslalam, ze juz nigdy, ze skoro sie rozpadli, to pozostaje mi tylko sluchanie starych plyt... a tu po kilku latach informacja o ponownym zjednoczeniu i ogladanie na youtubie nowych koncertow, ktore niczym sie nie roznia od tych starszych ogladanych za mlodych lat....
tak to juz jest pierwszy znak, ze marzenia mozna spelnic...
potem juz mi tylko zostanie podroz do Yosemite i zamkniemy liste dwoch najwiekszych i najbardziej upragnionych marzen ;)
znikam... w swiat gor, grani, lak i lasow... tam gdzie naprawde jestem soba