Przyjemne chwile maja ta jedna wspolna ceche, ze trwaja zdecydowanie za krotko… i to nawet nie w moim subiektywnym odczuciu, tylko patrzac obiektywnie – kiedy weekend trwa tylko dwa dni, a tydzień pracy az piec? I gdzie tu jest jakas sprawiedliwość?echo de menos
bo tak sobie mysle, ze dobrze jest miec takie cos, na co sie z niecierpliwoscia czeka... bo to wlasnie pomaga przetrwac ciezke chwile i dni... wtedy mysle sobie, przezyje... byleby do kiedys tam, kiedy stanie sie to cos....
takie zycie bez tego czegos, bez czekania na cos, bez celu potrafi bardzo szybko pograzyc czlowieka
czasami szkoda mi, ze jestem "dzieckiem blokowiska"... nie mam takich wspomnien z dziecinstwa jak inni.... laki, lasy, jeziora, wspinanie sie po drzewach.... swojskie jedzenie.... nawet nie wyjezdzalam do kogos z rodziny na wies na wakacje... po prostu jak typowa blokers'a (jakkolwiek sie to odmienia) spedzalam wiekszosc wieczorow i wakacji na osiedlowych lawkach...
fakt, chodzilam na lodowisko, basen, do kina... i dzieki mozliwosciom jakie daje miasto wiele sie nauczylam, ale mimo wszystko brakuje mi nawet dzisiaj takiej sielskosci....
z przedszkola wynioslam milosc do kaszki manny ze startym jablkiem i sokiem malinowym.... do dzisiaj czasami zdaza mi sie takie "danie" ugotowac... przy czym reszta rodzinki ma niezly ubaw i nazywa mnie "dzidzia" :]