a new day
budze sie...witam nowy dzien, z mysla, ze to chyba jednak ze mna jest cos nie tak... :/
"If I had just one wish...only one demand..."
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
budze sie...witam nowy dzien, z mysla, ze to chyba jednak ze mna jest cos nie tak... :/
"If I had just one wish...only one demand..."
widzialam dzisiaj B.. ale powiedzmy, ze tak tylko troszke... oczywiscie wszystko wczesniej zaplanowalam... ze przejde sie korytarzem, spotkam kumpla, ktory akurat ma z nim cwiczenia i bede z nim tak dlugo rozmawiac dopoki nie zjawi sie B... tak tez zrobilam... ale, ze bylo tam sporo ludzi, to watpie, zeby mnie zauwazyl... zreszta, ja tez spojrzalam na niego dopiero jak juz bylam kawalek za nim... heh... szkoda, tylko, ze za tydzien nie moge tego samego numeru wywinac, bo 1) glupio by to wygladalo, i co by sobie kumpel pomyslal 2) spoznilam sie przez to dzisiaj na lektorat, wiec...:/ 3) on cos mowil, ze moze beda chcieli przeniesc te cwiczenia... no wiec... jak widac, nie bardzo mam szanse, na ukazanie sie B :(
poza tymogrania mnie jakies takie poczucie beznadziejnosci... po pierwsze przez B, po drugie z bezczynnosci... siedze w akadaemiku caly czas i marnuje czas... zapisalabym sie do jakiejs organizacji, ale nic mi nie pasuje, poszlabym na hiszpanski, ale nie mam tyle kasy no a na tance, znow nie mam z kim chodzic... wiec tak wlocze sie od kata do kata i jestem zla na siebie, ze nic nie robie... bo nawet jeszcze nauki specjalnie nie mam, wiec... tym bardziej nie mam sie czym zajac... eh.... gdybym mogla to pojechalabym do domu najchetniej :/
hmm... panuje totalna...jakby to ladnie nazwac... beznadzieja...
wczoraj dowiedzialam sie, ze moj brat jest w szpitalu... nawet nie mam jak do niego pojechac... tkwie tutaj w Kraku jak w jakies twierdzy, z ktorej nie moge sie wydostac:( martwie sie o niego... modle sie, zeby wszystko bylo okej...
zalapalam jakiegos strasznego dola... poza tym B... teraz tak cholernie mi go brakuje, tak bardzo chce, zeby mnie przytulil... a on... dalej olewka... :( kurcze... to chyba jest po prostu beznadziejny przypadek... tak bardzo beznadziejny, bo beznadziejnie sie zakochalam i teraz nie moge przestac o nim myslec...:((( nie chce rezygnowac... chce powalczyc o niego... za bardzo mi na nim zalezy, zeby to tak puscic plazem.... heh... juz dawno.. bardzo dawno tak beznadziejnie nie wpadlam:/
no nie ma jak to miec zajebistego dola i nikogo kto moglby mnie przytulic i powiedziec, ze bedzie dobrze... eh... chcialabym wyjsc gdzies na spacer, powloczyc sie bez celu... ale chyba o tej porze samej sie wloczyc po miescie, to nie jest zbyt dobry pomysl...
no coz... zostane w akademiku i dalej bede udawala, ze wszystko jest okej... a w srodku moj swiat bedzie coraz bardziej podupadal...:/