bylam dzisiaj na takiej mini pielgrzymce... i to bbyl chyba jeden dzien od wielu miesiecy, ktorego nie zmarnowalam... tak szlam sobie miedzy polami, wioskami, spiewalam i troche rozmyslalam... i stwierdzilam, ze zycie strasznie mi przecieka przez palce... ostatnio siedze w domu i nic prawie nie robie poza siedzeniem przed kompem... mam taka straszna ocote stad sie wyrwac, pojechac gdzies w gory.. chocby na kilka dni... uciec z tego miasta.... tylko...ze... nie mam z kim :/ inaczej juz dawno mnie tu nie bylo...
postanowilam sobie, ze za rok jade w gory na jakies studenckie rekolekcje, gdzie mozna pomodlic sie, porozmawiac, polazic po gorkach w towarzystwie niezlych ludzi...
... a poki co, to pewnie dalej zycie bedzie mi przeciekac przez palce.... az nie znajde odpowiedniego towarzystwa do wedrowania.... no wystarczylby jakis meski osobnik ;)
tak w ogole, to chcialabym sie cofnac do moich nastoletnich lat, gdy mialam szesnastke... teraz bardziej wykorzystalabym swoja licealna mlodosc, wiecej imprezowala itp, bo wtedy mialam jeszcze dosyc pokazne grono znajomych... zreszta, mimo wszystko nadal twierdze, ze licealne lata, to byl najlepszy okres w moim zyciu...