big city life
aż się wracać nie chciało. spędziłam cztery dni w pięknym Budapeszcie...
może ekipa nie do końca taka jaką sobie wymarzyłam, bo 3 pracy + cici jako piąte koło u wozu, więc musiałam wydźwięk samotności nadrabiać dobrą miną i uśmiechem, ale samo miasto bardzo ładne...miejscami przypomina mi Londyn w okolicach Tamizy, w innych Kraków...
jeden z dni spędzony w basenach termalnych u Gellerta... mogłabym w nich spędzić co najmniej kilka dni... słońce, gorąc, opalone (a raczej spalone) ciałko, w okół szum drzew... eh... co tu dużo mówić - po prostu cudownie...
i jeszcze tani, przepyszny Tokaj ;) czy ja już wspominałam, że uwielbiam Tokaja? za czasów "związku" z M. przesiadywaliśmy codziennie w knajpce na Kazimierzu pijąc to wspaniałe wino... i nawet za pierwszym razem dostałam lampkę od barmana na koszt firmy ;)
ten wyjazd do B. jeszcze bardziej mnie utwierdził w przekonaniu, że źle zrobiłam rzucając drugi kierunek studiów... trzeba było olać pracę, pouczyć się trochę i za rok wyjechać na Erasmusa do Hiszpanii... ale teraz już za późno... na kolejny kierunek studiów nie pójdę, bo potrzebuję pieniędzy...
rozmowa kumpeli z facetem:
ona: co zamierzasz robić przez następne 3 lata? pracować, wyjechać za granicę...?
on: po prostu być z Tobą...
eh, jednak niektóre kobiety, to mają szczęście :)