la vida buena
ostatni weekend spedzony w gorach... po prostu niesamowite wrazenie jest, gdy wsiadasz do autobusu w krakowie, jedziesz 3 godziny i dopiero 15 km przed krynica pojawiaja sie niewielkie polacie sniegu, aby kilka kilometrow dalej zamienic sie w wielkie zaspy... az ciezko mi uwierzyc w to, ze jeszcze wczoraj bylam w takim pieknym, zasniezonym miasteczku, pedzilam ile sil w nogach na nartach, pokonujac wszystkie mozliwe trasy zjazdowe, a dzis znow siedze w krakowie... chyba z 7 stopni na termometrze i nawet nie moge w to uwierzyc, ze gdzies tam zaledwie 150 kilometrow stad jest prawdziwa zima...
ja chce z powrotem w gory... zycie w krakowie mnie doluje...
tak bardzo chcialabym miec dom w gorach i tam zamieszkac na stale...
eh :(
do konca sesji pozostalo egzaminow 2 (miejmy nadzieje)... jestem juz tak zmeczona, ze nie potrafie zdobyc sie na myslenie...resztkami sil probuje cos wbic do tej glowy, ale idzie to coraz bardziej opornie...
"odplywam stad plyne do...do marzen z moich snow"