Bez tytułu
samotnosc doprowadza mnie do tego, ze zaczynam pisac coraz wiecej do M... chociaz wiem, ze to juz bylo i nie wroci, nawet wiem, ze to nie jest facet dla mnie... a jednak ta samotnosc sprowadza mnie do mysli, ze z nim bylo mi dobrze, bo mnie przytulil, dbal... ale to chyba teraz takie faworyzowanie jest, bo podobno lepiej jest byc z kimkolwiek niz samemu...i tak dobrze wiem, ze to juz jest rozdzial zakonczony....
przeraza mnie tylko fakt, ze w moim wieku wiekszosc osob juz jest w stalych zwiazkach, a co za tym idzie ilosc wolnych facetow bardzo szybko maleje... a co jesli zostane stara panna?
boje sie samotnosci... nie chce wracac z pracy do pustego mieszkania, wiedzac, ze nikt nie czeka... nie chce sama chodzic na zakupy, jezdzic w gory, chodzic do kina.... wiem mowi sie, ze sa od jeszcze przyjaciele... ale ja juz widze teraz, ze tak na prawde poswiecaja Ci niewiele czasu... weekend maja zarezerwowany dla swoich drugich polowek... i wcale im sie nie dziwie...
glupie, ale chyba juz dochodze do tego etapu myslenia, ze facet jest dobrym kompanem wypadow, zabijaczem wolnego czasu... a doskonale zdaje sobie sprawe, ze to sama powinnam poszukac sobie zajec...
beznaidziejna notka, bez ladu.... nie wiem po co napisana...
znow same negatywy...czy napisze jeszcze kiedys notke, ze jestem naprawde szczesliwa???
hope so....