zawsze na odwrot
jak czlowiek chcialby miec wolne, to kadra za nic nie chce sie zgodzic na przesuniecie zajec...a jak w sumie najchetniej by w przyszly poniedzialek poszedl na uczelnie, to okazuje sie, ze nagle wszyscy chca miec wolne i zajecia odbeda sie w innym pozniej ustalonym terminie...
no i teraz mam kropke, czy zostawac do wrotku i nudzic sie tu przez caly weekend...
czy jechac do domu juz w piatek i tam nudzic sie przez caly weekend...
w sumie teraz to ani tu ani tu nie bedzie znajomych...
moja komorka ostatnio milczy.... odkad M. znalazl sobie dziewczyne, to sie nie odzywa... nie powiem, ale przykro mi z tego powodu, bo wychodzi na to, ze bylam mu potrzeba tylko wtedy gdy byl sam, a teraz jak nie ma czasu, to juz nawet nie pomysli o tym, zeby napisac i zapytac chociaz co slychac... czy na tym polega prawdziwa przyjazn??? oj chyba nie... chyba po prostu nie bede wiecej uzywac slowa "przyjazn"....
B. zapracowany, wiec tez prawie w ogole sie nie odzywa... i takim sposobem cicicada, ktorej komorka nigdy nie milkla zastanawia sie co jest grane:/
wieje nuda... tak okropna, ze juz nawet na kurniku zaczelam grywac, co mi sie dawno nie zdarzalo....
moze ktos ma ochote w weekend w gorki wyskoczyc??? ;)