o marzeniach i takich tam
a raczej o jednym.... chcialam zawsze spiewac w prawdziwym chorze gospel... albo przynajmniej poleciec gdzies do stanow, do jakiejs malomiasteczkowej miejscowosci i tam pojsc do kosciola na msze z udzialem takiego choru... strasznie mi sie podoba sposob w jaki oni spiewaja... nasze nudne, koscielne chory sie przy tym kryja... a tam? widac ta radosc, ta milosc Boza... az sie chce isc na taki koncert, poruszac sie z innymi.... no coz... moze jak kiedys bede miala duzo kasy to wybiore sie do USA i odwiedze przynajmniej kilka takich kosciolow:)
zastanawialam sie tez ostatnio nad tym, ze jesli dano by mi szanse spotkania sie z jakas jedna osoba obojetnie skad, to chyba wybralabym Phila Bosmansa... pojawilo sie w mojej glowie conajmniej kilka godnych uwagi postaci, ale jednak ten flamandzki zakonnik najbardziej przemawia do mnie swoimi tekstami... podziwiam jego wielka radosc zycia i dlatego chcialabym z kims takim spotkac sie w realu, zeby zaczerpnac troche tej radosci, wiedzy jak przejsc przez zycie z podniesiona glowa i w ogole... to bylby zaszczyt spotkac sie z kims takim jak on...
a Wy? jesli moglibyscie wybrac jedna osobe, z ktora chcielibyscie sie spotkac, kogo byscie wybrali?