rodzinka wyciagnela mnie dzisiaj do Czech, poszwedac sie troche po gorkach... nie powiem, nawet fajnie bylo...jako, ze ostatnio malo czasu spedzam na siwezym powietrzu, to taki jednodniowy wypad w gory bardzo mi sie przydal... troche zmeczona jestem i leb mi peka, ale co tam..przynajmniej kilka fajnych fotek pocykalam;)
jutro mialam jechac na zagle nad jeziorko, ale znajoma sie nie odzywa, wiec przypuszczam, ze impreza nie wypalila... a szkoda, bo to oznacza, ze dwa kolejne dni dlugiego weekendu spedze nudzac sie w domu:/ czasami tak sobie mysle, ze jednak wole normalne dni tygodnia od tych sobot i niedziel...bo wtedy jestem na praktyce, jak wracam to jestem przewaznie zmeczona i nie mysle o tym, zeby gdzies isc (no czasami sie zdarza jakis spacerek) i nie czuje sie samotna... a jak przychodzi wolny dzien, to prawda jest taka, ze nie mam wtedy co ze soba zrobic... ilez mozna siedzec przed kompem czy telewizorem???
zdecydowanie przydalby mi sie jakis facet z autkiem, zeby mozna bylo sobie pojechac w jakies mile miejsce... no albo jakas paczka znajomych, zebym sie chociaz u siebie w miescie nie nudzila... no ale coz.. life is brutal, bo nie mam ani jednego ani drugiego:(
pozostaje tylko taka skromna nadzieja, ze moze kiedys natrafie na takich ludzi....:]