i pierwszy dzien pracy charytatywnej za mna... pracy jak pracy..po prostu siedze w banku na bezpaltnych praktykach... cale 8 godzin... myslalam, ze mnie dzisiaj szlag trafi z nudow... dobrze ze wyszlam godzine wczesniej bo chyba bym umarla... dostalam na poczatek jakis caly plik kartek odnosnie oprocentowania, prowizji itp dla klientow indywidualnych i firm i kazano mi sie z tym zaznajomic:/ wiec siedzialam prawie caly dzien wczytujac sie w jakies dziwne cyferki...
dobrze, ze w miedzyczasie znalazlo sie kilka rzeczy do kserowania to sie troche przynajmniej rozerwalam bawiac sie kserem..
mam nadzieje, ze jutro wynajda mi jakies tworcze zajecie, albo bedzie wiecej klientow przychodzic, to moze bedzie ciekawiej... tzn. nie chodzi o to,ze bank ma malo klientow, bo ogolnie kobiety na dole maja zapieprz, tylko, ze mnie na razie przydzielili do biura obslugi bardzo zamoznych i bardzo znaczacych klientow, a jak wiadomo szych u nas nie jest za wiele... wiec generalnie ruch w biurze maly....:]
a i dzieki mojemu kochanemu kumplowi udalo mi sie w koncu dorwac zajebista piosenke Rooster:))) mm...teraz sie w niej zasluchuje
dobra, koniec wywodow, bo jestem padnieta, a musze jeszcze skoczyc na poczte, poki mam w sobie jeszcze jakies resztki sil...
"If you call me today I'll say that I'm fine..."