what if there's no hope...
hmm... dzisiaj powinny byc tutaj przemyslenia na temat smierci, przemijania, tego co w zyciu wazne itp... ale jakos tak szczerze, to wcale mnie dzisiaj nie wzielo na takie przemyslenia... moje mysli znow zaprzata S.... eh:( udalo mi sie go dzisiaj wyciagnac na cmentarz, ale ze szla cala ekipa razem z nami, to w sumie zamienilam z nim moze dwa slowa...:/ nie wiem, w ogole jakos tak dziwnie bylo... moze ja po prostu za duzo sobie obiecuje? i sobie nawmawialam Bog wie co??? eh, nie wiem czy nie lepiej bylo jak on byl z ta swoja, bo wtedy wiedzialam przynajmniej na czym stoje i wiedzialam, ze nie moge o nim myslec, bo on jest juz zajety... a teraz... wracaja do mnie te wszystkie mysli sprzed paru miesiecy... blah;/ kurcze, no... dlaczego moje serce musialo sobie upatrzec akurat jego... why, why, why??? potrzeba mi jakiegos skutecznego srodka na zapominanie... bo... bo ja juz tak dluzej nie moge :(
po co ja tyle siedze na necie, maja wlaczone gadu? po co? po to tylko, ze zyje glupia nadzieja, ze moze on sie odezwie... tak, tak, to jest pradwa... to nie jest zadne uzaleznienie ani nic takiego... to chodzi po prostu o niego, bo jak go nie ma, to wylaczam kompa i zajmuje sie czyms innym, bo wiem, ze nie bedzie nic ciekawego do roboty... a jak on jest, to nawet jak nic nie musze robic przy kompie, to gadu mam wlaczone... kurwa..no... .... znow jakiegos dola przez niego zalapalam :((((
jednym slowem nie zostaje mi nic innego jak wywalic na GG moj stary dobrze znany opis "petrified"...
eh...
no to by bylo na tyle przemyslen nad moim pieprzonym zyciem, ktore uczuciowo jest niezle skopane...