uzalezniona
chyba uzaleznilam sie od bloga... bo juz nawet nie chce liczyc, ktory raz cos dzisiaj tu wklepuje...
A moze to po prostu to, ze nie mam sie komu wygadac? I wszystkie moje mysli tutaj wylewam???
Dzisiaj jak na zlosc, wszystko poglebia mojego dola... Najpierw dostalam kartke od Mojego Ktosia... Taka zalegla, ktora mi wyslal jeszcze przed swietami (tak, tak dopiero teraz doszla) i tam pisze, ze jest mu zimno i nie ma go kto ogrzec, tylko kolderka.... No i w ogole, ze ma nadzieje, ze wkrotce sie spotkamy, bo teskni itp... Wiec jak to przeczytalam, to juz mialam depresje jak Morze Kaspijskie.....
Pozniej pol dnia zmarnowalam u okulisty, wiec jeszcze do tego doszla masa wscieklosci... No, a teraz wrocilam z kina... Film - o czym? O milosci, oczywiscie... Tez dolujacy, nie powiem...:-/
Aha, jeszcze w miedzyczasie zdecydowalam, ze wysle sms'a do Mojego Ktosia, ze dziekuje bardzo za kartke, tesknie i chce sie spotkac... No i.....odpowiedzi brak....:-/ Nawet nie tiknal ani nic... Nie wiem czemu, ale mam glupie przeczucie, ze....pojechal na Taize....Mam nadzieje, ze to nieprawda... bo jesli tak, to oznacza to tylko tyle, ze nastepnym razem zobacze go... Moze za jakies 2,3 miesiace??? Nie...az sie boje o tym myslec....:(((( Kocham go...pomimo tego, ze czasami niezle mnie wkurza, jest egoistyczny, chamski i sie dopierdala...to jednak nie potrafie przestac o nim myslec... Musze sie z nim zobaczyc jeszcze przed wyjazdem do Krakowa, bo jak nie to chyba umre z tesknoty....
dobranoc....(oby byla dobra....)