obiecalam sobie, ze zrobie podsumowanie roku akademickiego, ale jakos wczesniej nie moglam sie do tego zabrac, wiec moze chociaz teraz cos napisze... wiec....
nauczylam sie duzo samodzielnosci.... tak, tak... tutaj nie bylo pani wychowawczyni, ktora powiedzialaby mi o wszystkim, zalatwilaby wszystko... sama musialam dowiadywac sie kiedy sa jakies rektorskie, kiedy zlozyc podania, co do nich dolaczyc itp... ale poznalam tez fajnych ludzi, fajnego staroste, ktory jednak wiedzial conieco i jak sie czegos nie wiedzialo, to mozna bylo go poprosic o pomoc i z reguly nie odmawial....
zaliczylam troche fajnych imprez ( tym koncert Iry), ale tez stracilam wiele nerwow na dojazdy i na powroty z imprez, bo oczywiscie polaczenie do akademika bylo fatalne... mieszkanie w akademiku tez kosztowalo mnie troche nerwow i czesciowa utrate sluchu (przez moich "kochanych" sasiadow, ktorzy non stop puszczali techniawe na fulla).. ale byly tez momenty smieszne, gdzie polewalismy jak male dzieci:))
nadal nie znalazlam zadnego faceta, co po roku pobytu w tak duzym miescie jest wielkim zdziwieniem, ale mialam okazje poznac B. i chociaz wiem, ze nigdy z nim nie bede, to wlasnie dzieki niemu przekonalam sie, ze istnieja jeszcze na swiecie zajebisci faceci.... poznalam swietna kumpele, z ktora sie bardzo dobrze rozumiem i na ktora moge zawsze liczyc...zobaczylam duzo nowych miejsc w Krakowie i nie tylko.... czasami za duzo sie uczylam..moze troche z nudow, bo nie mialam ani telewizora, ani komputera... ale teraz dzieki temu bede miala stypendium... nie zapisalam sie do zadnej organizacji studenckiej, a to wszystko przez ta pieprzona Hute i to, ze balam sie wieczornych powrotow do akademika.... czasami tesknilam za domem... nagorsze byly dla mnie niedzielne powroty z domu do Kraka..przewaznie wracalam tam z wielkim dolem.... ale teraz to wszystko jest za mna... znow jestem tutaj, w domu... wsrod starych znajomych i jednak musze stwierdzic, ze pomimo tego, ze tam tez bylo milo, to tutaj jednak czuje sie najlepiej... w moim starym poczciwym miasteczku... i na razie nie chce myslec o tym, ze za 3 miesiace znow bede musiala stad wyfrunac... poki co liczy sie to co jest tu i teraz.... :)
"I don't want to go away...."