rzecz o przytulaniu
juz standardowo, zeby sie tylko nie uczyc wymyslam rozne inne ciekawe zajecia... dzis pomyslalam, ze napisze o przytulaniu, bo... dla mnie jest chyba ono o wiele bardziej wazne niz pocalunek, sex itp...
w przytulaniu jest najwiecej magii, kiedy mozesz maksymalnie zblizyc sie do ukochanej osoby, posluchac jak bije jej serce, poczuc dotyk nie tylko dloni, ale klatki piersiowej i tak po prostu schowac sie w silnych ramionach przed calym swiatem... o nie, nie potrafie sie przytulic tak do byle kogo... to nie tak dziala... jesli przytula mnie niechciana, obca, niekochana przeze mnie osoba, to efekt jest wrecz odwrotny... uciekam, chowam sie w sobie, wprost mnie odrzuca... tylko ktos kogo naprawde kocham moze mnie przytulic i wtedy czuje sie wspaniale... bo chyba najlepszym uczuciem na swiecie jest moc zasypiac w ukochanych ramionach... tylko wtedy czuje spokoj i blogosc... i moglabym sie tak tulic przez cale zycie, 24h na dobe ;)
coraz bardziej zaczynam wierzyc w slowa J., ktory wciaz powtarza "todo tiene su sentido" i "lo que va a ser, sera"....
teraz ciesze sie, ze rok temu spotkanie z M. nie zakonczylo sie "sukcesem"... jak czytam jego opisy, zamieniam klika slow na gadu, to stwierdzam, ze to faktycznie facet nie dla mnie... jego poziom, ze tak to nazwe troche odbiega od mojego... ma troche inne podejscie do zycia.. takie chyba jeszcze troche zbyt "chlopiece"... nie wiem co mnie wtedy tak w nim zafascynowalo... moze to, ze naprawde mnie kochal i okazywal to na kazdym kroku... moze, ze spedzalismy ze soba praktycznie kazdy wieczor i noc, wloczac sie po kopach i bloniach...a moze wtedy jeszcze po prostu inaczej patrzylam na swiat... teraz jednak wiem, ze ktos inny wart jest mojej uwagi ;) i o jego uwage zamierzam walczyc... o!
dobra, skupie sie na nauce... przeciez to juz ostatni egzamin