a tak sobie
a co poza tym?
praca, praca, praca... o uczelni nie mysle prawie w ogole... jak slysze w akademiku slowo kolokwium, cwiczenia, wyklad...to wydaja mi sie one takie odrealnione, takie jakby mnie juz nie dotyczyly.. a tu jednak tak czy siak sesje trzeba bedzie zdac... bedzie ciezko, bo w tygodniu zapier.... a w weekendy bede probowala sie umawiac na egzaminy... heh... juz zapomnialam jak to jest uczyc sie do egzaminow ;)
i przyzwyczajam sie do wydawania wiekszych pieniedzy... niby zarabiam, ale jednak nie sa to jakies ogromne pieniadze, poza tym czesc chce przeznaczyc na utrzymanie sie, zeby odciazyc rodzicow, a tu ostatnio to kasa mi sie rozchodzi szybciej niz nawet najswiezsze buleczki... oj, chyba trzeba z powrotem wprowadzic studencki rygor :]
a tak btw moze chce ktos za mnie napisac prace mgr? bo jakos nie mam weny ;]