nie o facetach
zauwazylam, ze wiekszosc notek na blogach dotyczy plci przeciwnych i uczuc do nich... wiec ja tym razem sie wybije i nie bede pisac nic o facetach:p
wlasnie bylam w sklepie i kupilam sobie kaszke manne... mniam... wieki juz jej nie jadlam, wie zrobilam cale pol garnka... niestety nikt w akademiku nie dysponowal sokiem malinowy, wiec musialam sie zadowolic dodaniem do niej dzemu malinowego, ale tez bylo bardzo dobre ;)
a tak w ogole to mam juz dosyc nauki... nawet nie chodzi o to, ze chce wakacje.. nie... moglabym siedziec w Krakowie, chodzic na zajecia, ale nie uczyc sie... jestem juz po prostu wypalona ta sesja... a przede mna dwa najgorsze egzaminy... pojutrze bedzie totalna rzeznia - egzamin ustny z polityki ekonomicznej, z gosciem ktory patrzy na oceny z zaliczen, a ze mam tylko 3.5 to bede niezle tepiona, 1,5 godzinna rozmowa i czepanie sie przez niego o kazdy szczegol, eh... mialam juz okazje przezyc taki egzaminw tamtym semestrze, tyle ze z innego przedmiotu i... nie bylo wesolo:/ na sama mysl, ze znow mnie to czeka przechodza mnie ciarki... siedze nad jakims strasznie grubym tomiskiem ksiazki i probuje domyslec sie o co w tym wszystkim chodzi i coraz bardziej utwierdzam sie w przekonaniu, ze chyba jednak jestem tepa...
...eh...byleby to tylko zdac... na 3.0... wiecej nie chce...
smutno mi sie robi jak sobie mysle, ze za dwa tygodnie bede musiala sie stad wyprowadzic... moze to glupie, ale dobrze sie tu w akademiku czulam, bo byla przy mnie ta mysl, ze B. mieszka praktycznie w bloku na przeciwko i chociaz nigdy nie odwazylabym sie do niego pojsc, to jednak caly czas tkwila we mnie ta swiadomosc, ze jest blisko... a teraz jak pojade do domu, to oddale sie od niego o kilkaset kilometrow...:(
oj... mialo nie byc o facetach... ale los ze mnie;p wracam do jakze pasjonujacej lektury "Zarysu polityki gospodarczej"..:]