silence
nareszcie troszke spokoju... w akademiku strasznie ciezko jest o chwile spokoju, chwile prywatnosci... no chyba, ze w takich porach jak ta, kiedy zdecydowana wiekszosc wybywa na uczelnie:) ja olalam sobie wyklad i siedze i probuje sie uczyc lekturki z niemieckiego, przynajmniej teoretycznie, bo praktycznie to siedze z jakas glupia nadzieja, ze moze B sie pojawi na gadu... hieh... juz wieki go nie widzialam z zoltym sloneczkiem... a szkoda:(
hmm... ale sie zielono zrobilo... po prostu uwielbiam moj widok z akademika, bo widac prawie sama zielen... jakby ktos tak z zwenatrz przyjechal, to w zyciu by nie powiedzial, ze to jest w centrum Krakowa... a jednak... szkoda, ze w domku tez nie mam takiego widoku :/
czytalam sobie dzisiaj notke od paulity... i pomyslalam, ze... moze jednak jeszcze czasem cuda sie zdarzaja... moze warto wierzyc, ze kiedys cos nieosiagalnego stanie sie osiagalnym? chociaz czy to ma sens? bo jesli sie okaze, ze jednak to nadal pozostaje poza moim zasiegien, to tylko sie rozczaruje... sama nie wiem do konca co jest lepsze, ale wiem tyle, ze taka mala iskierka nadziei zawsze jakos wplywa pozytywniej na moje zycie... ze moze jednak sie uda... moze cos z tego bedzie... moze...