dolujace dni
ostatnio wyczytalam w gazecie, ze ostatnie dni stycznia to najbardziej dolujace dni w roku... hmm... czyzby to byla prawda? a moze po prostu po przeczytaniu tego artykulu zaczleam dostrzegac wiecej negatywnych aspektow zycia? zreszta czy zycia? jakie to zycie, jak teraz caly dzien spedzam nad ksiazkami? eh... jestem juz zmeczona ta nauka... ale co ja bede robic, jak bedzie po sesji i nie bede musiala sie uczyc? bo ilez mozna siedzec przed tym kompem??
ojej, za bardzo zaczynam filozofowac... wracam do ksiazek, bo jednak jutro przydaloby sie conieco napisac ;/
miss my "ad operam:)" very much :*