piatkowe wypociny
jak to juz jest moim starym zwyczajem... w piatkowe wieczorki, po powrocie do domku, zasiadam za kompa i stukam co nieco w moim blogu...
miniony tydzien byl na wysokich obrotach, ciezkie kolokwium, prezentacja i w ogole duzo nauki... wiec jestem teraz juz tak strasznie padnieta, ze marze tylko o tym, aby zanurzyc sie w wannie z goraca woda, a potem skryc sie pod kolderke... jeszcze ta dzisiejsza podroz pociagiem... przez ta wichure, zamiast jechac 2,5 godziny jechalam parwie 7 :((( wiec nie dosc, ze zmarnowalam cale popoludnie, to jeszcze sie strasznie zmeczylam taka jazda...
z B. na razie dalej znajomosc ciagnie sie przez posty zostawiane na gadu... w sumie nie moge przeciez nic wiecej od niego wymagac... ta sobie dzisiaj rozmyslalam podczas tych moich wojazy pociagiem, ze to jest niemozliwe, zeby on nie mial laski... wiem, ze musze sobie to jakos uswiadomic, ze ma dziewczyne albo i nawet narzeczona... tylko, ze moj umysl nie chce dopuscic tej informacji do siebie... a potem jak go gdzies zobacze, idacego z dziewczyna za reke, to znow bedzie dol jak cholera... eh... nie wiem jak wmowic sobie, ze on przeciez nie jest dla mnie... gezz... nawet nie wiem po co zagadalam do niego? przez to sobie robie jakas nadzieje... a ona akurat w tym przypadku powinna oscylowac wokol zera...;/