w domciu:)))
jaj... no i przyjechalam po dwoch tygodniach "wakacji" w Krakowie... duzo by tu mozna opisywac, co porabailam przez ten czas, ale troche mi sie nie chce siedziec teraz przed kompem, bo mam wazniejsze rzeczy...
w kazdym badz razie korzystajac jeszcze z tego, ze nie bylo wiele nauki w pierwszym tygodniu troszke poimprezowalam..no... tzn. praktycznie codziennie bylam w jakiejs knajpie..:p a w niedziele wyciagnelam kumpele i pojechalysmy do Zakopca... fakt faktem bylo zimno i nie chcialo nam sie isc w jakies wysokie gory i wybralysmy doline koscieliska, ale i tak bylo zajebiscie... w takim wspanialych miejscach czlowiekowi od razu laduja sie akumlatorki:) musze chyba zaczac czesciej jezdzic w Tatry:)
w drugim tygoniu juz mniej bylo imprezowania, bo sie zaczely prawdziwe zajecia, ale i tak bylo fajniutko... zapisalam sie jako wolny sluchacz na hiszpanski (yay) i na kurs tanca, ale n rozpoczyna sie dopiero za tydzien... no i ogolnie w akademiku nie meiszka sie zle... jednak miasteczko w porownaniu do Huty to niebo a ziemia... inny klimat, duzo studentow, bezpieczna okolica no i mam ladny widoczek z okna, a nie na drzewo ;) no i mam juz swoje lozeczko... fakt faktem polowe, ale da sie na nim spac :)
heh, popisalabym jeszcze, ale musze troszke znajomych poodwiedzac, bo sie z nimi nie widzialam przez cale 2 tygodnie.
jak bedzie miala potem troszke czasu, to moze jeszcze cos klikne