zapier... niczam ;)
przyjechalam na weekend, a w zasadzie to na sobote i pol niedzieli do domu... na uczelnie w ogole nie chodze, caly dzien i wieczor pochlania mi praca... do tego jeszcze dochodzi zycie na walizkach, bo wiekszosc projektow mam poza Krakowem, wiec pakuje sie i wyjezdzam na caly tydzien... oj czarno widze najblizsza sesje... i mine babki, jak jej powiem, ze nie przyjde na jedno, drugie, trzecie seminarium, bo nie ma mnie w Krakowie...:]
kurcze, ale tu sie nie da tak po prostu wyskoczyc na dwie godzinki na uczelnie, jak jestem kilkaset kilometrow dalej...
dziwne to wszystko, jeszcze nie moge tego ogarnac.... i cholernie stresujace :/
Dodaj komentarz