swoje miejsca
w ciagu czterech lat mieszkania w krakowie, pewne miejsca nadal omija sie wielkim lukiem, a pewne darzy sie wielka sympatia... to sa tak zwane moje miejsca... uwielbiam kosciol Dominikanow..i za msze, za ludzi, ktorzy tam sa (chociaz zadnego z braci nie znam osobiscie), za spowiednikow, za atmosfere... czasami wchodze tam na chwile wieczorem i chlone ta atmosfere surowosci, a zarazem poczucia, ze jest Ktos wiekszy niz ja...
Blonia... drugie miejsce... moze dlatego, ze tylko 5 minut ode mnie... moze dlatego, ze w srodku miasta nagle mozna znalezc sie na duzej lace... nawet w niedziele, gdy tlum rolkarzy zajezdza z kazdej strony, lubie tamtedy chodzic... najlepsze miejsce na krotki spacer....
kopiec pilsudskiego... tam to juz czuje sie jak nie w Krakowie... aczkolwiek zdecydowanie za rzadko tam bywam
od dzisiaj krakow zamienia sie w jedna wielka imprezownie... na rynku gigantyczna scena, od wczoraj Rubik z orkiestra i chorem maja proby, a dzis juz za 3 godziny prawidzwy koncert... pojde... chociaz i tak watpie, zebym cokolwiek widziala przy moim wzroscie;)
najbardziej nie moge doczekac sie niedzieli... T. Stanko + goscie...czyli jazz w najlepszym wydaniu...a tak odnosnie jazzu jeszcze mi sie skojarzyly rekolekcje jazzowe u Dominikanow, dwa i trzy lata temu w adwencie bylo cos takiego... rozwazania polaczone z jazzem na zywo, do tego jeszcze omawianie malarstwa... klimat niesamowity
a tak w ogole to polecam wypad do filharmonii... wrazenia swietne!
Dodaj komentarz